niedziela, 18 grudnia 2016

Rozdział XIV

     Powoli, z lekkim trudem otworzyłam po kolei każde z oczu. Okropnie bolała mnie głowa. Spojrzałam przed siebie. Byłam w swoim pokoju. Leżałam w łóżku przykryta błękitnym kocem. Na zewnątrz było już ciemno. Gdzieś za mną znajdował się niewielki strumień światła. Ktoś musiał zapalić lampkę stojącą na biurku. W ślimaczym tempie rozejrzałam się po pokoju, gdyż każdy przyśpieszony ruch kosztował mnie o kłucie z tyłu głowy.
Obok mnie, na krześle siedział Adrian. Musiał spędzić tu już całą wieczność, gdyż wyglądał potwornie. Miał potargane włosy, podpierał ręką brodę i spał z otwartą buzią. Miałam wyrzuty sumienia, że ze względu na mnie postanowił odpuścić sobie wszystkie sprawy. Chyba poczuł się obserwowany, bo po chwili oprzytomniał.
- Jak się czujesz? - zapytał troskliwie.
- Strasznie boli mnie głowa - powiedziałam - nie musiałeś przy mnie siedzieć.
- Wszyscy bracia są do tego zobowiązani.
Uśmiechnęliśmy się do siebie i milczeliśmy. Poczułam się senna. Nie miałam siły na walkę ze zmęczeniem i ponownie zasnęłam.
Śniłam. Miałam przed oczami małą dziewczynkę, która wyciągała ku mnie swoją lewą rączkę. Miała dwa kucyki po obu stronach głowy oraz śliwkowo-fioletową kurteczkę. Była w kaloszach. W dłoni trzymała białą stokrotkę. Podawała mi ją. Gdy przyjęłam podarunek, powiedziała:
- To nie jest jego wina. Twój tata był dobry.
Potem wszystko zaczęło wirować. Dziecko zniknęło, a ja kręciłam się, jak wewnątrz tornada i wpatrywałam się w kwiatek, aż w końcu się ocknęłam.
Był ranek, lampka nadal była zaświecona, mimo, że zniknęła taka potrzeba. Nie widziałam nigdzie Adriana. Drzwi zostały uchylone, prawdopodobnie wyszedł. Moja głowa stała się lżejsza, niż poprzednio. Czułam, że mogę już się podnieść. Gdy usiadłam, pożałowałam swojej decyzji i wróciłam do pozycji leżącej. Po chwili w pokoju zjawił się Adrian. Trzymał w dłoniach dwa kubki z gorącymi napojami.
- O, śpiąca królewna się obudziła - zażartował - Zrobiłem ci herbatę.
- Dziękuję - powiedziałam.
- Czujesz się już lepiej? - spytał.
- Tak, ale miałam dziwny sen.
Opowiedziałam bratu to, co zapamiętałam i czekałam na komentarz.
- Nie mam pojęcia co intuicja ci podpowiada, ale jestem pewien, że odkryjesz prawdę.
Nie skomentowałam jego wypowiedzi.
- Wierzysz w to? - spytałam, a on popatrzył na mnie zupełnie nieświadomy o co - że tata...
- Nie wiem - przerwał i przez chwilę milczał.
- Powiem ci coś - zaczął mówić po dłuższej pauzie - ta zgoda między mamą, a ciocią była ze względu na ciebie. Widziały, jak to przeżywasz. Akurat były w trakcie wymiany zdań, kiedy mama zobaczyła, że zbliżasz się do domu. Dlatego widziałaś je przytulone. Chciały, żebyś przestała się martwić.
- Powiedziały ci to? - zapytałam.
- Rozmawiałem z ciocią i ona mi to zdradziła. Tylko nie mów im, że wiesz.
- No jasne. Podasz mi herbatę?
Po wypiciu płynu, poczułam w sobie siłę, aby podnieść się z łóżka. Wstałam i udałam się do łazienki. Wzięłam szybki prysznic i ubrałam się. Był już poniedziałek, przespałam cały weekend. Adrian został w domu ze względu na mnie, ale gdy poczułam się lepiej, pojechał na uczelnię. Mama była w pracy, a ciocia miała coś do załatwienia. W konsekwencji, byłam sama w domu. Nie miałam jednak ochoty, aby w nim pozostać.
Ubrałam się ciepło i wyszłam na zewnątrz. Początkowo miałam zamiar wybrać się do parku, postanowiłam jednak zobaczyć jak ma się nasz ogród w czasie zaawansowanej jesieni. Przekroczyłam furtkę i udałam się w głąb naszego sekretnego raju.
Drzewa były nagie i smutne, jakby czuły się zawstydzone tym, że nie posiadają liści. Wśród nich rosła jedna sosna, dumnie wywyższając się ponad pozostałe. Było mi żal drzew, ale taka była kolej rzeczy. Człowiek też czasami musi ukazać nagość swojej duszy. Wszystkie rośliny wyglądały na zmęczone. Trawa miała zgniły odcień. Drewniana huśtawka zamarła w bezruchu i smutku, jakby bała się, że z końcem lata skończył się jej żywot. W miejscu, w którym jeszcze kilka miesięcy temu kwitły białe róże i hortensje, pozostało tylko kilka przyciętych łodyg, wystających z ziemi. Spojrzałam w górę. Niebo było pełne chmur. Słońce nie było w stanie się przez nie przedostać. Brak jego ciepłych promieni na mojej twarzy, czynił ogród jeszcze uboższym.
Zastanawiałam się nad swoim snem oraz nad ostatnimi wydarzeniami. Po pierwsze nie rozumiałam, jak siostry mogły myśleć, że uda im się ukryć swoje niepogodzenie. Po drugie nie wiedziałam w co powinnam wierzyć. Po trzecie myślałam nad tym, czy jestem gotowa na przyjęcie prawdy.
Stałam i snułam refleksje, kiedy poczułam pierwszą kroplę cieczy na swoim nosie. Zaczynało padać. Powinnam była schować się w domu, ale było mi tam dobrze. Chciałam, aby deszcz zmył ze mnie wszystkie wątpliwości i pomógł odnaleźć właściwą drogę. Rozłożyłam ramiona i zaczęłam się kręcić. Potrzebowałam tego. Zamknęłam oczy i uśmiechnęłam się. W tamtej chwili zupełnie zapomniałam o wszystkich obecnych problemach. Byłam tylko ja i deszcz. Nie martwiłam się, nie myślałam, nie analizowałam. Istniałam.
Wydawało mi się, że słyszałam czyjeś wołanie. Stłumiłam w sobie to wrażenie. Po chwili ktoś złapał mnie za dłoń i pociągnął do siebie. Otworzyłam oczy i zobaczyłam moją mamę.
- Chcesz się rozchorować? - powiedziała do mnie pretensjonalnie - chodźmy do domu.
Prowadziła mnie do środka, jak pięcioletnie dziecko, a ja tylko uśmiechałam się do siebie i zgadzałam się na wszystko.
Usiadłyśmy w salonie. Na stoliku stał kubek z kawą. Leżało tam też kilka kolorowych czasopism.
- Powinnaś wypić coś ciepłego - zdecydowała mama i wyszła do kuchni.
Wróciła po chwili z pastelowo-różowym, porcelanowym kubkiem, który kupił jej Adrian na ostatnie imieniny.
- Proszę - podała mi go.
Trzymałam kubek w ręce i zastanawiałam się od czego zacząć. Jakiś pierwiastek mojego dobrego nastroju jeszcze we mnie pozostał, jednak w większości, wróciłam już do poprzedniego stanu. Wiedziałam, że to idealny moment na przeprowadzenie ważnej rozmowy.
- Policjant powiedział mi, że twierdzisz, że ciocia odebrała ci tatę - odezwałam się.
Cisza. Moja rodzicielka wyglądała, jakby nawet przez myśl nie przeszło jej poinformowanie mnie o tym, czego chciałam się dowiedzieć.
- Mamo, powiedz mi prawdę! - błagałam.
- Nie mogę.
- To nie dotyczy tylko twojego życia - miałam nadzieję, że ten argument ją przekona.
- Ale nie oznacza to, że masz cierpieć za przeszłość ojca. Zapamiętaj go takim, jakim był. Nie drąż tego - była stanowcza.
- Nie jestem dzieckiem - powiedziałam - proszę.
Przez kilka minut milczała, a potem wzięła głęboki oddech i zaczęła mówić.
- Twój tata zdradził mnie z ciocią Amelią. Widziałam ich, kiedy była w ciąży. Często się wymykał i gdzieś jeździł. Kilka razy widziałam ich razem.
- To nieprawda - odezwała się jej siostra.
 Nie miałam pojęcia skąd wzięła się w domu i jak udało jej się tak cicho wejść.
- Przestań się kryć. Dobrze wiem o wszystkim.
- Pozwolisz mi to w końcu wyjaśnić? - zapytała zdeterminowana ciocia - Przez te wszystkie lata wierzyłaś w swoją wyimaginowaną historyjkę. Nie rozmawiałaś ze mną, udawałaś przed Kamilem, że wszystko jest dobrze, ale nigdy nie posłuchałaś tego, co chciałam ci powiedzieć - powiedziała z bezsilnością w głosie.
- No to słucham - powiedziała mama, ale jej postawa wskazywała na to, że żadne argumenty nie będą dla niej przekonywujące.
- To nie było dziecko Kamila, tylko Chrisa. Nie powiedziałam ci o ciąży, bo od początku byłaś przeciwna naszej znajomości - słuchałam i nie miałam pojęcia o czym jest mowa, czułam się, jakbym żyła w równoległym świecie - Nie miałam się do kogo zwrócić. Rodzice by tego nie przyjęli.
- To co się stało z tym twoim Chrisem? - spytała jej siostra.
- Gdy dowiedział się o ciąży, zostawił mnie. Dostałam tylko wiadomość, że wyjechał i mam go nie szukać. Nie wiedziałam co dalej, nie miałam pieniędzy...
Ciocia przestała mówić. Było widać, że przypominanie sobie tych wydarzeń sporo ją kosztuje. Wyraz twarzy mojej mamy złagodniał. Nie była jeszcze w stu procentach pewna, gdzie leżała prawda, ale cierpienie siostry wywołało u niej żal. Nie były sobie obojętne.
- Dlaczego akurat mój mąż? - spytała mama, która potrzebowała dokładnej retrospekcji.
- Dowiedziałam się o reakcji Chrisa na twoim przyjęciu urodzinowym, płakałam, a on mnie znalazł i przekonał do wyznania prawdy. Nie miałam siły, potrzebowałam pomocy, dlatego o wszystkim mu powiedziałam. A on chciał mi tylko jakoś pomóc.
Wierzyłam cioci. Nie byłaby w stanie kłamać w taki sposób. Współczułam jej, że przeżyła coś takiego oraz mojej mamie, że źle wszystko zrozumiała. Męczyła mnie jeszcze jedna kwestia.
- Co stało się z dzieckiem? - przerwałam ciszę i wywołałam łzy u obu kobiet.
- Poroniłam - wyszeptała ciocia po chwili i spuściła głowę.
Mama podeszła do niej i ją przytuliła. Usłyszałam bardzo ciche przepraszam. Obie nie mogły przestać płakać. Pogubiły się i nie potrafiły odnaleźć drogi powrotnej. Po wielu latach nareszcie pozwoliły sobie na szczerość, otworzyły się na siebie.
- Musicie wiedzieć coś jeszcze - powiedziała ciocia, kiedy powstrzymała łzy - Chris wrócił, znalazł mnie. Nie wierzy, że nasze dziecko nie zdążyło poznać świata. Dlatego przyjechałam. Chciałam od niego uciec.
Mama przytuliła ciocię i szepnęła jej do ucha kilka słów wsparcia. Podeszłam do nich i przyłączyłam się.
Tego dnia zrozumiałam co to znaczy umieć ze sobą rozmawiać. Poczułam też ulgę. W głębi serca, wiedziałam o niewinności mojego ojca, jednak nie była ona potwierdzona. Kiedy już została, odnalazłam w sobie pewność, że zawsze wszystko będzie dobrze.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz