niedziela, 14 sierpnia 2016

Rozdział III

    Wybierając się do szpitala nie miałam trzeźwego umysłu i nie zastanawiałam się co ze sobą zabiorę. Nie zapomniałam jednak o najważniejszym. Miałam przy sobie portfel i telefon. Mogłam więc dostać się z powrotem do domu.
Umówiłam się z mamą, że pojadę trochę odpocząć. Ona musiała zostać, gdyż przeprowadzali jej jeszcze pewne badania. Okazało się, że miała lekkie wstrząśnienie mózgu, zwichnięty nadgarstek i kilka zadrapań. Wyszła z wypadku naprawdę szczęśliwie.
Niestety, nie mogłam powiedzieć tego samego o tacie. Nie mogę uwierzyć, że to się wydarzyło. Cały czas nie mieści się to w moim umyśle. Zwykle jeździł on nazbyt bezpiecznie. Tylko w skrajnych przypadkach zdarzało mu się przekraczać prędkość, ale czasami, gdy nie mógł już znieść jazdy kierowcy przed sobą, przyspieszał i wymijał innych użytkowników ruchu.
Zrobił to też wtedy. Pech chciał, że sam zaprowadził się pod koła pojazdu z naprzeciwka.
Siedziałam w autobusie i mijałam kolejne miejsca. Był środek nocy, jednak wraz ze mną jechało jeszcze wielu pasażerów. Za oknem ciemność rozjaśniały tylko przydrożne latarnie. W większości budynków światła były już pogaszone. Mijaliśmy się tylko z kilkoma samochodami. Miasto zasnęło. Zupełnie jakby nadejście mroku oznaczało, że trzeba położyć się do łóżka.
Sama też o tym marzyłam, chociaż wątpiłam, że uda mi się zasnąć. Ilość emocji, jakie na mnie spłynęły nadal nie pozwalała mi zebrać myśli. Czułam w sobie pustkę i nie wiedziałam czym ją wypełnić.
Nareszcie stanęłam u progu domu. Wyciągnęłam klucze i wsunęłam odpowiedni do zamka. O dziwo drzwi były otwarte. Przez chwilę wahałam się czy powinnam wchodzić do środka. Zdecydowałam jednak nacisnąć klamkę i to zrobić. Jednak na wszelki wypadek zostawiłam drzwi niedomknięte. Powoli przechadzałam się po domu, mając oczy i uszy szeroko otwarte. Wszystkie pomieszczenia na parterze wyglądały zwyczajnie. Skierowałam się ku schodom i gdy byłam na samej górze zrozumiałam kto był temu winien.
W pokoju Adriana paliło się światło. Widocznie wrócił już ze swych nocnych wojaży. Była trzecia nad ranem, więc właściwie, jak na niego, to dość wcześnie. Gdy znalazłam się w jego pokoju, zobaczyłam go śpiącego na podłodze, pół metra od łóżka. Próbowałam go oprzytomnić, aby zmienił miejsce wypoczynku, gdy ten wziął głęboki oddech i przewracając się na drugi bok, zionął we mnie oparami alkoholu. Dałam sobie spokój. Zgasiłam światło i zazdrościłam mu tego, że może spać, nie będąc niczego świadomym.
Zeszłam na dół i zamknęłam drzwi wejściowe na klucz. Zmęczenie przesiąkało wszystkie moje narządy. Mimo to, czułam, że nie mam szans na sen. Postanowiłam wziąć prysznic. To zawsze pomaga. Odkręciłam wodę i wsunęłam się pod jej orzeźwiający strumień. Po prostu stałam. Nie mogłam się ruszać. Nie wiedziałam co chcę zrobić. Właściwie, zapomniałam co robi się pod prysznicem. W mojej głowie panował ogromny chaos. Z jednej strony dziękowałam Bogu za cudowne ocalenie mojej mamy, z drugiej jednak bałam się o ojca. Strach ten przenikał mnie całą.
Nie miałam żadnej pewności, że jeszcze kiedykolwiek z nim porozmawiam, że będę mogła się z nim z czegoś śmiać, oglądać filmy, jeździć rowerem. Nie wiedziałam, czy nadarzy się jeszcze okazja odmówić mu odebrania mnie z biblioteki lub zaparzyć kawę w niedzielne popołudnie. Czy będę mogła podać mu gazetę lub zapytać jak minął dzień. Czy usiądziemy razem do stołu...
Czy się obudzi.
Jak to możliwe, że dwoje ludzi, biorących udział w tym samym wypadku, ma tak różne obrażenia?
Pozwalałam wodzie spływać po mojej skórze i żałowałam, że nie da się tak łatwo oczyścić duszy. Gdy nasze ciało się zabrudzi, po prostu używamy mydła. Nawet, jeśli coś jest naprawdę ciężkie do usunięcia, da się to umyć. Co zrobić z duszą ubłoconą problemami i pytaniami, po których zadaniu słychać tylko ciszę?
Założyłam piżamę i położyłam się do łóżka, które ustawione było naprzeciwko okna. Wpatrywałam się w miliony białych punkcików na niebie i szukałam w nich odpowiedzi. W oglądaniu gwiazd najbardziej fascynujące jest to, że im dłużej na nie patrzymy, tym więcej nasze oczy ich rejestrują. Pamiętam, jak będąc małą dziewczynką usłyszałam, że nie da się ich policzyć. Pomyślałam, że wobec tego chcę być pierwszą, która to zrobi. Naprawdę wierzyłam, że to możliwe.
Dla dzieci wszystko jest takie proste. Ciekawe jakie widziałabym perspektywy, gdybym miała jeszcze w sobie tyle ufności w piękne zakończenia, których wiele poznałam w bajkach opowiadanych mi przed snem.
Gdy zegar wybił godzinę 6:30, przestałam już zmuszać się do zaśnięcia. Zmrużyłam oczy jedynie na pół godziny, gdyż obudził mnie koszmar. Byłam reporterką znanej gazety. Wysłano mnie w miejsce wypadku minionej nocy, aby zebrać potrzebny materiał i zrobić z niego artykuł. Gdy się tam znalazłam, zobaczyłam trzy sylwetki, przykryte foliami. Zachowywałam się zupełnie naturalnie, jakbym spotykała takie widoki od zawsze. Wiedziałam, że to moi rodzice, ale niczym się nie przejęłam. Byłam opanowana i bezuczuciowa. Strażacy powiedzieli mi, że za moment przyjadą tutaj odpowiednie służby, które zabiorą trupy. Nazwałam tekst słowami: ,,śmiertelne zderzenie". Krótko opisałam co się wydarzyło, podałam czas oraz nazwę ulicy i zakończyłam zdaniem ,,wszyscy zmarli na miejscu". Potem się obudziłam.
Zeszłam do kuchni i zaparzyłam sobie kawy. Było jeszcze za wcześnie, żeby pojechać do szpitala, więc uruchomiłam komputer, nie mając nic lepszego do zrobienia. Wyświetliłam stronę główną, na której roiło się od nowinek. Moim oczom ukazały się słowa ,,śmiertelne zderzenie".
O nie. Tylko nie to. Przecież moi rodzice żyją. To nie był sen. Widziałam się z mamą.
Czym prędzej kliknęłam nagłówek, żeby dowiedzieć się więcej. Na szczęście wszystkie informacje się zgadzały. Jednak dotarła do mnie jeszcze jedna wiadomość.
Kierowca tira nie żyje.
Mój ojciec zabił człowieka.
Z moich oczu zaczęły toczyć się łzy, jedna za drugą. Siedziałam nieruchomo. Gdyby ktoś mnie teraz obserwował, pomyślałby, że jestem zupełnie obojętna na wszystkie zewnętrzne czynniki. Wewnątrz gromadził się smutek, sfrustrowanie i żałość, połączone z paniką, bo byłam pewna, że jeśli mój tata się obudzi, nigdy sobie tego nie wybaczy. Nie chciałam, żeby musiał z tym żyć, ale pragnęłam mieć go na co dzień. Chciałam, żeby było tak jak zawsze. Marzyłam, aby cofnąć czas.
Tymczasem nie mogłam zrobić nic.
- Ryczysz? - usłyszałam za plecami. Wiedziałam, że to Adrian. Spojrzałam na niego, po czym spuściłam głowę w dół. Nie potrafiłam mówić.
- Co się stało? - spytał. Przez moment wydawało mi się, że nawet trochę go to interesuje. Cóż za nowość.
Odwróciłam monitor w jego stronę. Zbliżył się i zaczął czytać, a gdy skończył, po prostu wyszedł. Nie zapytał o nic, nie wypowiedział ani słowa, nie płakał. Zupełnie, jakby nic się nie wydarzyło. Taki właśnie był mój brat. Nigdy nic go nie dotyczyło.
Zostałam sama. Wstałam i odeszłam od biurka. Nie miałam pojęcia co dalej. Ułożyłam się w łóżku i utkwiłam wzrok w naszym rodzinnym zdjęciu, które stało na komodzie. Nie mogłam jeść. Nie mogłam spać. Nie mogłam płakać. Nie mogłam mówić. Nie mogłam nawet się poruszać. Czułam jak ulatują ze mnie chęci do życia. Nie przyglądałam się już zdjęciu, chociaż na nie patrzyłam. Obojętność ogarnęła mój wzrok.
Miałam wrażenie, że zakrada się również do mojego serca, w którym właśnie coś umarło.
I nie chciało zmartwychwstać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz