niedziela, 16 października 2016

Rozdział X

    Rzadko korzystałam ze swojej elektronicznej poczty, ale dzisiaj byłam zmuszona wysłać mailem prezentację na lekcję WOS-u, którą miała dokończyć moja koleżanka z klasy. Tematem był system władzy w RP. Zrobiłam prezentację, chociaż było to dla mnie bardzo monotonne zadanie, ale po wielu nieobecnościach, dorobiłam się zaległości i nie mogłam sobie już pozwolić na kolejne.
Po kliknięciu przycisku ,,wyślij", postanowiłam przy okazji sprawdzić stare wiadomości. Znalazłam wiele reklam, kilka nieaktualnych już informacji z portalów społecznościowych oraz jeden zaskakujący e-mail. Przy słowie ,,nadawca" widniało nazwisko Szajek. Było to panieńskie nazwisko mojej mamy. Początkowo myślałam, że to przypadek, potem jednak uświadomiłam sobie, że jej siostra, z którą nie utrzymywaliśmy kontaktu już od kilku dobrych lat, musiała nadal być panną. Imię również się zgadzało.
Zdziwiłam się, że ciocia Amelia się do nas odezwała i że zrobiła to właśnie teraz, tym bardziej, że mieszkała za granicą i nie miała skąd uzyskać informacji o ostatnich wydarzeniach w naszej rodzinie, bo od długiego czasu była pokłócona ze swoją siostrą i również z rodzicami.
Otworzyłam wiadomość i przeczytałam jej zawartość.
,,Witaj Michalino, może już mnie nie pamiętasz.. Nie wiedziałam jak się z wami skontaktować, a Twój e-mail było bardzo łatwo zdobyć. Jestem w Polsce, chciałabym Was odwiedzić. Jeśli nie macie nic przeciwko, odezwij się. Czas przerwać te lata konfliktu. Kocham, ciocia Mela."
Sprawdziłam datę wysłania wiadomości. Czekała na odczytanie dopiero od dwóch dni. Stwierdziłam, że chyba nie było jeszcze za późno. Odpisałam cioci, że na nią czekamy nie uzgadniając tego wcześniej z żadnym z domowników. Wysłałam jej też informację, że nasz adres się nie zmienił, aby wiedziała gdzie nas szukać.
Przypomniałam sobie nasze wspólne wakacje u niej - w Anglii i święta Bożego Narodzenia u dziadków oraz wyjazdy na różne wycieczki. Trochę się rozmarzyłam, wracając do tych wspomnień.
Ciocia Mela - bo tak ją nazywaliśmy - swoją osobą tworzyła niepowtarzalny klimat, czas spędzony z nią był zawsze niesamowity! Śmialiśmy się całymi dniami, cieszyliśmy ze wspólnych chwil. Siostra mojej mamy z zawodu była przewodnikiem. Pokazywała nam stare zabytki i miejsca, które wyglądały niczym ziemski raj. Napędzała nas swoją energią. Spotykaliśmy się z nią bardzo często, mimo, że dzieliły nas kilometry, prawie codziennie rozmawialiśmy.
Trwało to do momentu, aż mama oświadczyła nam kiedyś, że ta relacja została zakończona. ,,Ciocia Mela nie będzie już tu przyjeżdżać. My też nie będziemy jeździć do niej, ani nie będziemy z nią więcej rozmawiać" - dokładnie takich użyła słów. Pamiętam, że było mi wtedy bardzo przykro. Nie rozumiałam co się stało, a rodzice nie chcieli mi tego wytłumaczyć. Chyba byłam wtedy w czwartej, albo piątej klasie szkoły podstawowej. Minęło już sporo czasu.
Ciocia miała rację. Trzeba było się pogodzić. Bałam się tylko jak zareaguje na to moja mama. Nasze relacje stanęły w miejscu. Obecnie byłyśmy dla siebie nawzajem neutralne. Odkąd Adrian pojechał po mnie tamtej nocy, mama obraziła się na niego za to, że był po mojej stronie, która, jak sądziła, była przeciwko niej. Nie przekonywały jej żadne jego argumenty, a ze mną w ogóle nie chciała rozmawiać. Chyba wróciła do pracy, bo nigdy nie było jej w domu od około 7:30 do 16. Nie wiedziałam o niczym co się u niej działo, a ona nie wiedziała o niczym co działo się u mnie i Adriana. Kiedy próbowaliśmy z nią rozmawiać, mówiła zawsze, że nie ma czasu, albo że boli ją głowa, lub że chce zostać sama, dlatego daliśmy jej spokój.
Dziwnie było traktować swoją matkę jak powietrze. Ulgą dla mnie było wsparcie brata, ale jak dotąd, nawet wspólnie nie udało nam się wymyślić niczego, co mogłoby nas pojednać, albo chociaż wprowadzić na dobrą ku temu drogę. Z jednej strony byłam pełna obaw czy dobrze zrobiłam, zapraszając do nas ciocię, z drugiej jednak żywiłam nadzieję, że uda się jej dotrzeć do naszej mamy.
- Adrian, nie uwierzysz kto się do mnie odezwał! - zadzwoniłam do brata, którego nie było w domu.
- Nie wiem, dogadałaś się z mamą? - zgadywał.
- Niestety nie... - powiedziałam i na chwilę zamilkłam. Zrozumiałam, jak bardzo tego pragnęłam.
- Halo, jesteś tam?
- Zamyśliłam się. Pamiętasz ciocię Melę? - zapytałam.
- Jasne, że pamiętam.
- Chce nas... odwiedzić - powiedziałam z nutą zakłopotania.
- To wspaniale! - krzyknął Adrian - nie cieszysz się?
- Cieszę, ale... boję się o mamę.
- Spokojnie, jakoś to będzie! Sory, muszę lecieć! Pa.  - rozłączył się.
Zeszłam na parter, by zaparzyć sobie herbatę. Jesienią miałam w zwyczaju pijać ją bardzo często i w dużych ilościach. Lubiłam delektować się jej smakiem i aromatycznym zapachem. Wstawiłam czajnik na gaz, uszykowałam swój ulubiony kubek i zajrzałam do szafki. Jak na złość, nie było już torebek mojej ulubionej, na którą akurat miałam ochotę.
Ubrałam się, by wyjść do pobliskiego sklepu. Na zewnątrz panował chaos. Wiatr rozrzucał kolorowe liście na wszystkie strony świata, wyginał gałęzie drzew i poplątał moje włosy już w chwilę po tym, jak opuściłam dom. Zrezygnowana wróciłam do środka.
Ściągnęłam z siebie kurtkę i udałam się w kierunku kuchni, kiedy zadzwonił dzwonek. Cofnęłam się i otworzyłam drzwi. Wpadłam w osłupienie. Nie wykrztusiłam z siebie ani słowa, nie ruszałam się. Po prostu stałam i patrzyłam, nie wiedząc, co zrobić.
Mieszały się we mnie uczucia euforii i przerażenia. Stała przede mną Amelia Szajek we własnej osobie. Prawie wcale się nie zmieniła. Z wyjątkiem tego, że jej twarzy nie upiększał szeroki uśmiech, za to pod okiem widniało limo sporych rozmiarów.
Nie wiedziałam co robić. Przesunęłam się, dając cioci do zrozumienia, że zapraszam ją do domu, a gdy weszła zamknęłam drzwi. Stałyśmy przed sobą w milczeniu i po krótkiej chwili padłyśmy sobie w ramiona. Wzruszyłam się.
- Strasznie za tobą tęskniłam, mała - wyszeptała ciocia.
- Ja za tobą też - odpowiedziałam szczerze.
Kiedy obydwie otrząsnęłyśmy się po powitaniu, zaprosiłam ciocię do kuchni.
- Czego się napijesz? Kawy, herbaty..? Tylko ostrzegam, że moja ulubiona się skończyła.
- Tym się nie martw - powiedziała i wyciągnęła z torebki pudełko angielskiej herbaty, którą kochałam ponad wszystkie, nawet ponad moją ulubioną.
- Pamiętałaś! - ucieszyłam się.
Wzięłam się za szykowanie napojów oraz poczęstunku. Ułożyłam na dużym talerzu kilka rodzajów ciastek, położyłam na stół cukiernicę, talerzyki i łyżeczki oraz podałam kubki z parującym płynem.
- A więc co cię do nas sprowadza? - zapytałam.
- Też chciałabym wiedzieć - powiedziała mama za moimi plecami. Przestraszyłam się, bo nie spodziewałam się jej jeszcze w domu. W dodatku weszła cicho jak myszka.
Ciocia wstała i podeszła do siostry.
- Nie zbliżaj się! - krzyknęła mama - co robisz w moim domu? Wynoś się!
- Mamo - wstałam - przestań!
- Ty nie masz tu nic do powiedzenia - powiedziała do mnie.
- Kasiu, nie sądzisz, że czas się pojednać? - odezwała się ciocia. Mama przyjrzała się jej uważnie.
- Nie, nie sądzę - wycedziła przez zęby, a potem wyszła, trzaskając drzwiami.
Czułam się zakłopotana. Było mi wstyd za zachowanie mojej matki, chociaż w pewnym stopniu się tego spodziewałam. Nie chciałam tracić cioci, kiedy dopiero ją odzyskałam. Nie rozumiałam sytuacji, w której się znalazłam.
- Chyba powinnam sobie pójść - zaczęła ciocia.
- Nie ma mowy - powiedziałam twardo - nawet nie wypiłaś jeszcze herbaty.
Wróciłyśmy na miejsca, nie mając odwagi skomentować tego co zaszło. Wpatrywałam się w napój i czułam jego wyrazisty zapach, ale nie wzięłam go do ust. Znałam moją matkę i czułam jej ból, ale nie pomagałam jej. Chyba przestraszyłam się, że mogę się dogłębnie poparzyć. Nie wzięłam jednak pod uwagę, że bezczynność była jeszcze gorsza.
- A gdzie tata? - zapytała ciocia.
- Mam nadzieję, że w Niebie - odpowiedziałam jej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz